Cisza nie ta. W rytmie petard i iluminacji ognia. Refleksja nad śmiercią każdej sekundy; wewnątrz czasu jest jeszcze miejsce na nadzieję.
To, co przeminęło, nie odeszło- szczątki wspomnień, urywki słów, fragmenty fotografii zapodziały się w myślach przez długie godziny, zagnieździły na stałe w osobistej historii na przyszłość. Był Nowy Rok w Polańczyku w śniegu po kolana, potem styczniowa hosanna u Amoka w Polanie, Kroniki Bieszczadzkie w Lutowiskach, noc na odludziu pod ostrzałem gwiazd w Dydiowej, wizyta w Komańczy, kawa w Dukli, wiosna w Ciężkowicach i wielkanoc w Bristolu. Potem Londyn od zachodu na wschód, kawałek Indii w sercu Anglii. I Etnochata prawie na koniec roku, taka mała atlantyda na przyszłość.
Byli ludzie to tu to tam, jedni bardziej ludzcy inni mniej, były chwile rozpaczy i przebłyski radości.
Były rzeczy niedokończone, nieprzewidziane, były plany niedorzeczne.
Dogoniliśmy czas,by go wypuścić w nieznane. Czekając na jakąś przyszłość- z tego lub nie z tego świata.